W Dzień Europy pamiętajmy: TU JEST POLSKA A NIE ROSJA!

Prawo i Sprawiedliwość od początku sprawowania władzy w Polsce korzysta z każdej okazji by okazać Unii Europejskiej swoje lekceważenie, wrogość i pogardę. Czyni to ustami swych najwyższych przedstawicieli, prezydenta, kolejnych premierów, licznych ministrów (euro-) posłów, zawłaszczonych mediów publicznych. Czynią to z reguły kłamiąc, drwiąc, zapowiadając co chwila upadek UE lub choćby tylko snując projekty jej upadku. Publiczne manifestacje stosunku rządzących do UE, także tych bawiących się dobrze za unijne pieniądze w Brukseli, ujawniają jednak coś więcej. Chodzi o ich gruntownie nieeuropejską tożsamość kulturowo-polityczną. To ich odróżnia od na przykład Japończyków czy Chińczyków, którzy też Europejczykami nie są, ale lubią Europę, doceniają Unię Europejską. Ale upodabnia do Rosji, która nie jest Europą i jest wroga wobec Europy.
Tegorocznego Dzień Europy, 9 maja, obóz władzy także postanowił upamiętnić we właściwy mu, osobliwy sposób. Uczynił to w trzech odsłonach. Po pierwsze zakpił z solidarności europejskiej, nie pierwszy zresztą raz. Otóż, UE postanowiła stworzyć wielki, globalny i kompleksowy program walki z koronawirusem. Jego realizację ma zapewnić specjalny fundusz. Dzięki przeprowadzonej zdalnie konferencji udało się w ciągu jednego dnia zgromadzić wymaganą sumę 12,5 mld euro. Wśród donorów znalazły się m.in. Japonia, Arabia Saudyjska, liczne kraje europejskie i Kanada. Krajem, który wpłacił najwięcej, a przy tym nie jest członkiem Unii, okazała się Norwegia (1,2 mld euro). Wpłaty większości krajów Wspólnoty były na poziomie od kilkunastu do kilkuset mln euro. Rząd Morawieckiego przeznaczył na ten fundusz …. 750 tys. euro. Nie, to nie pomyłka. A przecież chodzi o rząd kraju, który był największym beneficjentem funduszy unijnych w ciągu ostatnich 30 lat. Niespełna 5-milionowa Słowacja wpłaciła taką samą kwotę (podobnie jak Czechy i Węgry, co wyglądało na polityczną manifestację Grupy Wyszehradzkiej). W przypadku Polski tak było na pewno. Biedniejsza i mniejsza od Polski Serbia dała niemal 10 mln euro. Premier Morawiecki ogłaszając publicznie tę dziadowską kwotę zdawał się mówić: „zobaczcie, co znaczy dla nas europejska solidarność, zobaczcie, jak was Unio i kraje członkowskie cenimy, ile dla nas znaczycie. Musieliśmy dać, bo nie dać nie wypadało, więc daliśmy, ale tyle, aby wyglądało to jak jałmużna”.
Drugim sposobem, przy pomocy którego PiS postanowił uczcić Dzień Europy była próba siłowego przeforsowania wyborów prezydenckich w czasie panującej w świecie i w Polsce pandemii koronawirusa i związanych z nią rygorów, a to z pogwałceniem wszelkich obowiązujących w Europie standardów wyborczych oraz polskiej Konstytucji. „Wyborczej” farsy jakiej nigdy w historii wolnej Polski nie było, nie było także dotąd w żadnym kraju członkowskim Wspólnoty. Sens demolowania przez PIS przestrzeganej do tej pory w Polsce procedury w tym zakresie był jeden: szef partii miał nadzieję, że w tych nadzwyczajnych warunkach, w których kampanię wyborczą mógł prowadzić jedynie urzędujący prezydent, jedynie on mógł też je wygrać. Taki, jak obecny, prezydent jest potrzebny szefowi partii, aby móc dokończyć budowę systemu autorytarnego na wzór takich, jakie istnieją w Białorusi czy w Rosji. W całej partii rządzącej nie znalazł się ani jeden sprawiedliwy, który opowiedziałby się w tej sprawie po stronie prawa – polskiego i europejskiego, ani jeden. Nie mówiąc o honorze czy przyzwoitości.
I po trzecie, po odejściu dotychczasowej I prezes Sądu Najwyższego prezydent mianował na jej miejsce osobę, która już wcześniej zyskała zasłużoną sławę jako „komisarz” lub „żołnierz” obozu władzy. I oczywiście, ów wysławiany przez obecnego ministra sprawiedliwości „żołnierz” (nie można mieć gorszej rekomendacji) natychmiast zapowiedział „odzyskanie” SN i w ogóle sądownictwa z rąk ludzi poprzedniego systemu (tu odpowiednie epitety w stylu byłego ministra obrony). Ten „poprzedni system”, to wolna Polska. Sens tej zmiany także jest oczywisty: poddanie sądownictwa potrzebom politycznym, co od początku było oczywistym celem partii rządzącej. Pozbawienie sądownictwa niezależności jest również inspirowane rosyjską tradycją polityczną. Przypomnijmy, że niezależne sądownictwo w ograniczonym zakresie pojawiło się w Rosji dopiero w II połowie XIX wieku i … zaraz zostało zdławione przez bolszewików, którzy dążyli do pełni władzy. Obóz rządzący w Polsce również nie uznaje fundamentalnej dla europejskiej demokracji zasady trójpodziału władz.
Kiedy Polacy opowiadający się za demokracją oraz faktycznym członkostwem Polski w Unii Europejskiej protestują przeciwko tym wszystkim niekonstytucyjnym zmianom, przedstawiciele obozu rządzącego i ich poplecznicy wykrzykują „tu jest Polska nie Bruksela”. Ogólny kierunek zmian w naszym kraju, najnowsze posunięcia obozu władzy na rzecz jego utrwalenia oraz jego nie-europejska mentalność i kultura polityczna pokazują dramat sytuacji, w której znalazła się Polska. Pokazują też stawkę pokojowej walki, w którą powinni się angażować wolni i dumni Polacy – obywatele UE. Zwycięstwo tendencji reprezentowanej przez obóz władzy na długo zepchnie nasz kraj na europejskie peryferia, w strefę postępującego zacofania i osobliwości. Znamy to z naszej historii. Wiemy, że jedynym lekarstwem przeciwko nawrotowi tej choroby są silne związki z Europą, jest mocna pozycja Polski w głównym nurcie integracji europejskiej i faktyczne członkostwo w UE.
Dlatego dziś, przy okazji kolejnego dnia Schumana, który jest świętem wolnej i zjednoczonej Europy, Polacy pragnący jej wolności, bezpieczeństwa i rozwoju muszą głośno odpowiadać rządzącym: Tu jest Polska a nie Rosja!
prof. dr hab. prof. zw. Roman Kuźniar
Przewodniczący Rady Fundacji